Pawcio, masz wiele racji ale jednak koboiety istniały w naszym życiu i musimy się z tym pogodzić. Nie twierdze że mają walczyć ale świat się zmienia a my z nim.
Witam
I tu się Pawciu mylisz ...
Owszem nie znam kobiet biorących udział w turniejach rycerskich.
Zachowały sę natomiast zapiski dotyczące "Sądów Bożych" gdzie niewiasta stawała zbrojnie przeciw mężowi (oczywiście reguowały to przepisy), również takie gdzie Pani kierowała obroną zarówno "ziemi jak i domeny". Wreszcie są zapiski i przedstawienia gdzie żony towarzyszyły zbrojnie mężom, ba tworzyły nawet w skrajnych przypadkach oddziały tzw. militi miejskiej.
Pozdrawiam zachęcam do poszukania i poczytania
widze ze obydwaj nie macie pojecia o rekonstrukcji nie chce was w tym moecie obrazic ale...
jezeli jestesmy na imprezie historycznej to zachowujemy reazlia sredniowieczne a jak ktos wraca z imprezy to niech ten rycerz bedzie kucharzem albo sprzataczem a kobieta instruktorka sztuk walki ale to dwie rozne sprawy!!
Edit: pisalem posta w tym samym czasie co wierny Piotr i wyprzedzil mnie dlatego chce odniesc sie do jego wypowiedzi wiec owszem kobieta w ostatecznosci lapal za miecz i wbijala go w brzuch przeciwnikowi kiedy wiedziala ze jesli tego nie zrobi umrze ona lub jej dzieci ale to jest zachowanie instynktowne kiedy nie ma innego wyjscia ale nie wierze ze kobiety braly udzial w wyprawach jako osoba walczaca
"Kapitulacja to próba ocalenia wszystkiego, z wyjątkiem honoru." -Napoleon Bonaparte
"nie wierze ze kobiety braly udzial w wyprawach jako osoba walczaca"
To nie jest kwestia wiary czy niewiary lecz faktów historycznych.
"kobieta w ostatecznosci lapal za miecz i wbijala go w brzuch przeciwnikowi kiedy wiedziala ze jesli tego nie zrobi umrze ona lub jej dzieci ale to jest zachowanie instynktowne"
To pewne uproszczenie ...
Powtarzam istnieją zapiski gdzie jasno czarno na białym napisane jest ,że Pani pod nieobecność męża dowodziła obroną (epoka krucjat - zbaczając z tematu ... heh podobne mechanizmy zadziałały podczas pierwszej wojny światowej gdzie kobiety musiały przejąć obowiązki meżczyzn).
Co do kobiet jako towarzyszy broni zachęcam do pooglądania ikonografi (zwłaszcza z II połowy XV wieku) przedstawiających różnego rodzaju zrewoltowane chłopstwo tudzież powstańców (Burgundia, Szwajcaria).
Zaciekawionych zmaganiami męsko-damskimi kieruje do traktatu Hansa Talhoffera
Pozdrawiam
Edytowane przez Wierny Piotr dnia 26/04/2007 07:59
Pierwsze lepsze ...
Tam gdzie wyskakują dziwne literki to są cudzysłowy jakiś błąd w kodowaniu czy cuś ...
Women and the Crusades
When thinking about the Crusades, few people consider the dramatic effect on women in these unsettling times. At first women, as ill prepared as men, set off for the Holy Lands, eager to wash away their sins and receive special glory for their effort to free Jerusalem from Muslim control. After the bloody failures of the Crusaders in the fall of 1096, however, Pope Urban II decreed that henceforth no women, old people, nor children could take part in the Crusades. Despite Pope Urbanr17;s ban, some women accompanied their husbands anyway. The best known adventurer was Queen Eleanor of Acquitaine.
Women who were left behind had to fend for themselves. The absence of a husband, son or guardian could be as long as ten years. Many men never returned. It is reported that in the second and third crusades perhaps 500,000 were lost, a significant drain on the male Christian population. Poignant evidence illustrates the emotional effect crusading menr17;s absence had on women. Two French troubadour songs speak to the depth of womenr17;s loss:
--------------------------------------------------------------------------------
r0;Her eyes welled up beside the fountain, and she sighed from the depths of her heart.
r16;Jesus,r17; she said, r16;King of the world, because of You my grief increases,
I am undone by your humiliation, for the best men of this whole world are going off to serve your17;,
..Nothing matters now, for he has gone so far away.r17;r1;
(Troubadour Marcabru)
--------------------------------------------------------------------------------
r0;Jerusalem, you do me a great wrong by taking from me that which I loved best.
Know this to be true: Ir17;ll never love you, for this is the reason for my unhappiness...
Fair, sweet lover, how will you endure your great ache for me out on the salty sea,
When nothing that exists could ever tell the deep grief that has come into my heart?
When I think of your gentle, sparkling face that I used to kiss and caress,
It is a great miracle that I am not deranged....r1;
(Anonymous singer of womenr17;s songs)
--------------------------------------------------------------------------------
By the Second Crusade, experienced men-at-arms, mostly noble, were sought, leaving property and wealth to be administered and protected by women. Raids on property were common throughout this period and women often were called upon to defend their homes or castles. The words of Lady Alice Knyvet when faced with troops posed to take her castle probably reflected the motivations and actions of many who were forced into this militant role. " I will not leave possession of this castle to die therefore; and if you begin to break the peace or make war to get the place of me, I shall defend me. For rather I in such wish to die than to be slain when my husband cometh home, for he charged me to keep it."
Such changing conditions gave some women greater power than they had had before. In times of constant warfare, womenr17;s role in maintaining household stability was needed. Women who governed in their husbandr17;s name engaged in legal transactions, directed the farming, collected monies in case of ransom, and brought up the children. Important female royal regencies rose when the king was away on crusade. One example was Blanche of Castile (1187-1251), queen of Louis VIII of France, who became regent while her crusader son, King Louis IX, took up arms in his r0;holy war.r1; On his departure in 1247, Louis IX told his accomplished mother: r0;I leave my three children for your wards. I leave this realm of France to you to govern it. Truly I know that they well guarded and it well governed be.r1; Blanche managed to suppress rebellions and actually extend the power of the French dynasty. In 1249 she completed the absorption of the Midi into the French state and made advantageous alliances. As a result, the kingdom of France more closely assumed the shape and appearance it has today.
The introduction of the more civilized customs of the East also may produced positive results for women. Among the nobility, at least, some of the harsher elements of Western European culture softened their treatment. The creation of the concept of the ideal, often unattainable, lady, fictionalized in knightly romances, can in part be traced to the years immediately following the first Crusade.
In the East, the effect of the Crusades on women was also evident. When the crusaders first occupied Jerusalem in 1099, women and children were among the thousands who were killed. Anna Comnena, daughter of the Byzantine emperor, documented the arrival of the r0;uneducated barbariansr1; who arrived from the West, supposedly to liberate Constantinople from the threat of Seljuk Muslim raids. Looting and raiding for supplies more often than not were the result of these r0;innumerable Frankish armiesr1; which swept into Byzantine lands.
A few women who had access to power benefited. In 1249, Shagrat al-Durr mobilized the Egyptian Mamluk army to drive Frankish Crusaders out of the coastal town of Damietta. This helped her become, for a short time, the Sultan of Egypt. In the rich Christian states, which lasted almost 200 years, some queens of the Latin titular male nobility achieved the right to rule in their own name. One of the most fascinating was Queen Melisende, daughter of King Baldwin II of Jerusalem, who became a sovereign in 1131.
--------------------------------------------------------------------------------
Some resources:
Meg Bogin, The Women Troubadours: Women Poets of the 12th Century, W.W. Norton, 1976.
Betty Millan, Monstrous Regiment: Women Rulers in Menr17;s Worlds, The Kensal Press, 1982.
The Romance of the Rose: Feminine Voices from Medieval France. CD by Heliotrope. Includes background and words
of songs. Koch International Classics, Koch International USA, Port Washington, NY. 1995
Edytowane przez Wierny Piotr dnia 26/04/2007 07:54
no tak zony rycerzy pilnowaly majatkow jak nie bylo mezow ale to jak juz powiedzialem ostatecznosc i kiedy bylby jej maz na miejscu nie doszlo by do tego. chociaz nie moge zaprzeczyc ze niekiedy kobiety kierowaly obrona
ale jak juz mowilem te przypadki byly opisywane tylko dlatego ze na przestrzeni wiekow moze 100 kobiet wzielo udzial w walkach i dla nich bylo to cos co najmniej dziwnego
"Kapitulacja to próba ocalenia wszystkiego, z wyjątkiem honoru." -Napoleon Bonaparte
ale jak juz mowilem te przypadki byly opisywane tylko dlatego ze na przestrzeni wiekow moze 100 kobiet wzielo udzial w walkach i dla nich bylo to cos co najmniej dziwnego
A ile mamy współcześnie walczących kobiet? Też nie za wiele. Ja na przykład z żadną nie walczyłem.
Pawcio, wielka prośba. Przeczytaj ten temat od początku do końca, bo ile można wałkować ciągle to samo. Krótkie podsumowanie dla lenia, który zamiast solidnie poszukać w źródłach, żąda, by mu podawano gotowe fragmenty na forum. Tam gdzie prowadzono długoletnie wojny, tam były i kobiety walczące. Wynikało to po prostu z konieczności. Dlatego znajdujemy przykłady właśnie w okresie krucjat.
Co do argumentu, że było tak mało tych przykładów, też o tym pisałam, dlaczego tak jest, podając zdanie przytoczone przez chrześcijańskiego kronikarza opisującego wędrówkę Wandali do Afryki Północnej (rzecz wygląda inaczej niż to przedstawiłeś). Wystarczy przeczytać wcześniejsze posty.
Do Marcinka, ilość kobiet walczących proporcjonalnie spada w im bardziej hardcorową zabawę się bawisz. Najwięcej ich jest na treningach i turniejach szpady i floretu, a jeśli chodzi o zabawę w bohurty słyszałam tylko o jednej, może dwóch Polkach (jedną miałam przyjemność poznać), chodzi o buhurty lokalne, bo koledzy nie są zbyt chętni by "wystawić" koleżanki na buhurt z Białorusią w trosce o ich bezpieczeństwo, Ja też bym się dobrze zastanowiłaby, czy wziąć udział w podobnej imprezie, nawet gdyby mój poziom wytrenowania pozwolił mi bym w blaszkach poruszała się szybciej od ospałego, przylepionego do gigantycznego lepca terminatora . Ba, znam całkiem sprawnych fizycznie panów, którzy w trosce o swoje gnaty do tego typu rywalizacji zbytnio się nie garną.
Tłumacząc zjawisko rzadkości występowania pań walczących ciężką bronią. Ostatnio na treningu zajęłam się początkującą koleżanką, która oprócz szpady chciała zacząć przygodę z inna bronią. Wzięła do ręki moją lekką, ważącą 859 gramów, szablę i stwierdziła, że dotychczas sądziła, że jest osobą sprawną fizycznie, ta broń jest jednak dla niej za ciężka. Wytłumaczyła jej, że rzecz nie tkwi nawet w samej wadze, tylko tym, że trzeba jeszcze w dynamicznym starciu wielokrotnie wytrzymać napór broni przeciwnika. Do tego jest po prostu potrzebne coś co ja nazywam siłą specjalną, największy wycisk na siłowni, czy fitness clubie nie da tego, co regularne "pykanki" bronią z oporującym sparrinpartnerem, przy czym dla kobiety znaczy to MINIMUM trzy treningi na tydzień, ba, nie tylko dla kobiety. Jak mi facet narzeka, że mu ręka puchnie po kilkuminutowej wymianie, obciach kompletny. Podobny rezultat jest widoczny wtedy, gdy on ma szablę w ręku kilka razy w miesiącu, ja w tygodniu. By dorównać poziomem facetom, tak by być dla nich wymagającym sparringpartnerem, musimy więcej od nich trenować, a to jest trudne nawet nie z racji chęci, tylko możliwości, tzn. przykładowo mało jest osób, którym chce się kilka razy w tygodniu trenować szablę bojową (tutaj stawiam znak równości między płcią piękną i brzydką - lenie są wszędzie).
I to jest ta nierówność szans. Ja muszę się sporo namęczyć by na jako takim poziomie prowadzić sparring z normalnie zbudowanym nie zabiedzonym gościem, a facetom nie chce się nawet regularnie chodzić na treningi, a nawet jak nie chodzą i tak jakoś sobie radzą (facetom, bo w Krakowie, z tego co wiem, poza mną, jest jeszcze tylko jedna kobieta, która walczy szablą bojową, jeśli jest ich więcej, tylko się ucieszę, że się znalazły).
Wracając do sprawnej fizycznie koleżanki, chciała bym pokazała jej podstawy rapiera i lewaka (bo dwoma brońmy walka tak ładnie wygląda), na co ja, by jej uświadomić jak naprawdę ta zabawa wygląda, poprosiłam by założyła maskę szermierczą i pchnęłam ją w nią rapierem wcale znowu nie tak silno, ale to wystarczyło, by przeszła jej ochota na studiowanie tej subtelnej broni (dalszy trening poprowadziłyśmy lżejszymi klingami). Następnym razem jak podwinę rękaw i pokażę, jak wyglądają obrażenia po pchnięciu rapierem ("hak" z kroku przestawnego i giętka w 2/3 klinga z puntą (w 1/3 sztywna), długości 104 cm), bardzo delikatnego faceta, ochota jej już chyba na dobre przejdzie. Z mniej delikatnym "fizolskim" przeciwnikiem jest już naprawdę bardzo nieprzyjemnie, jak maska po trafieniu obraca się wokół głowy (silne trafienie z dynamicznego doskoku kumulujące energię na małej powierzchni), wrażenie jakby ci się po trafieniu obrócił hełm naokoło nosa, po drodze w niego waląc.
Jeszcze mała statystyka, pojedynek z tym samym przeciwnikiem:
1) na lekkie sportowe szable do 15 trafień:
Moje zwycięstwo: 15-13, 15-8,
2) na szable bojową przegrana 3-5,
Znaczy się im lżejsza broń, tym kobieta ma większa szanse wygrać. Im częściej i dłużej trenuje, tym lepiej jej idzie.
Nie wspominam o pojedynkach typu: trenująca regularnie 2-3 lata kobieta i początkujący dżentelmen, bo początkujący ma niewielki szanse by zdobyć przewagę mimo że jest silniejszy, braku mu właśnie tej siły specjalnej plus zła ocena dystansu, timing itd..., dlatego podejrzewam, że w tym temacie najwięcej przeciw paniom walczącym właśnie jest małolatów, którzy jeszcze żadną bronią nie walczyli, początkujących, albo wielkich rycerzy dygających przed buhurtami. Na SMDF miałam przyjemność poznać kilku ludzi z Prywatnej von Reihla i to zupełnie inna liga niż większość wypowiadających się na tym forum gentelmenów.
Dlatego wcale się nie dziwię, że kobiet biorących się za cięższą broń jest tak mało, bo (pomijając mało sympatyczne środowisko, np osobników zniesmaczonych krzykami pań w czasie walk) niestety dla kobiet znaczy to częstsze treningi plus mało estetyczne siniaki w widocznych miejscach, plus ograniczenie w ilości dostępnych sparringpartnerów. Koleżanek walczących cięższa bronią jak na lekarstwo, a koledzy bimbają sobie chodzenie regularnie na treningi. Wolą iść do knajpy.
Pozdrawiam
http://www.florilegium.org/files/COMBAT/Women-Warriors-art.html
W temacie podrzucę drobny link do poczytania. Tego typu tekstów jest masa, trzeba tylko chcieć szukać. Że o powazniejszych opracowaniach nie wspomnę.
Z poprzednim postem zgadzam się w pełni - najgłośniej zwykle wrzeszczą ci, którzy najwięcej walczą myszką i klawiaturą. A najgorszy bywa strach przed obciachem, gdy zdarzy się z taką przegrać. Czego się boicie, przecież i tak w razie czego mówicie, że daliście fory...
Historyczność? To też już było, ale powtórzę. Tolerujecie pod blachami niehistorycznych wysokich, ciemnoskórych, drobniutkich jak chucherka, pieszych, za duży procent szlachetnie urodzonych. A tego jednego jakoś przełknąć nie możecie... Żałosne.
Pozdrawiam koleżanki od miecza
(walczę w drużynie Wikingów miecz lub topór + tarcza. Żeby nie było, że nie wiem o czym mówię Rejon Dln. Śląsk, nie Kraków niestety )
Yngvild napisał/a:
...A najgorszy bywa strach przed obciachem, gdy zdarzy się z taką przegrać. Czego się boicie, przecież i tak w razie czego mówicie, że daliście fory...
He, he , skąd ja to znam . Zdarzyło mi się kiedys w czasie takiej małej zabawy szybkościowej na rogrzewce, gdzie się za przegraną pompowało karniaki, że mi człowiek oszukiwał w przyznawaniu trafień, bo głupi mu było zakceptowac przegraną z babą.
Innym razem chłopak odmówiał sparringu na lekkie szable, a gdy go przycisnełam, przyznał, że chciał się wczesniej troche podciągnac, by nie dać plamy (przynajmniej uczciwie to przyznał).
Nie mówię juz o tym, ze gdy mam wyjatkowo dobry dzień i całkiem dobrze mi idzie, spotykam się z tekstem o dawaniu forów, tylko tak się akurta składa, że ja doskonale wiem kiedy ktos mi daje fory, a kiedy nie (najczęściej jak daje, to o tym nie mówi ) .
W podobnym przypadku pewny swoich umiejętności, niezakompleksiony, o zrównoważonym i silnym charakterze facet jak przegrywa, to ci pogratuluje lub przyzna, że z kolei on miał paskudny dzień. Najgorsze c... to ci, którzy będa się wykłócać o trafienia, nie zauważając, że dostali wyprzedzenie. Niestety jedyny sposób na nich to odpłacić się tym samym tj walnąc na chamca po otrzymaniu trafienia. Tylko że skończy się to oprócz mega krwiaków i poważnych stłuczeń, ubytkami w sprzęcie (agresja nakręca agresję).
Yngvild napisał/a:
Pozdrawiam koleżanki od miecza
(walczę w drużynie Wikingów miecz lub topór + tarcza. Żeby nie było, że nie wiem o czym mówię Rejon Dln. Śląsk, nie Kraków niestety )
Szkoda, że Dolny, a nie Górny (na Górny jest bliżej).
Nie zgląda przypadkiem na forum jescze jakaś "kobieta walcząca" najlepiej z Krakowa? Walcząca szablą, mieczem itp.
Tyle juz było gadaniny w tym temacie, a jakos nikt z Szacownych Panów nie wyraził jakiejkolwiek chęcie pomocy koleżankom np doradzając im w kwestii sprzętu, ja w każdym razie zapraszam na treningi ARMY do KKS, Kraków, ul. Kościuszki 24 (za myjnią samochodową).
W soboty od godziny 13.00 mamy luzniejsze treningi tj kazdy zajmuje się bronia która go w danym momencie najbardziej kręci (niestety panowie ostatnio są mało "kompatybilni", bo od 12.00 przez dwie godziny rajcują się zapasami ).
Towarzysto jest hmmm... wchłaniamy kazdego kto do nas zaglądnie , najlepiej tylko by miał jakies podstawy szermierki albo trochę bronią (jakomkolwiek moze byc nawet kij) juz pomachał.
kontakt: [email protected]
Pozdrawiam
Monika
Monika B napisał/a:
Tyle juz było gadaniny w tym temacie, a jakos nikt z Szacownych Panów nie wyraził jakiejkolwiek chęcie pomocy koleżankom np doradzając im w kwestii sprzętu
ja bym zaproponowal tyle ze nie umiem walczyc ;P. juz predzej ty moglabys mi pomoc niz ja tobie
Cóż nie ma to jak równouprawnienie osobiście chciałabym wstąpić do jakiegoś bractwa ale za bardzo nie mam jak i gdzie pozdrawiam wszystkie kobiety wojowniczki i zapraszam na moje GG 2349100 PS. mogą także pisać cni wojownicy szacunek dla wszystkich walczących kobiet!
Nie każde złoto jasno błyszczy, nie każdy błądzi kto wędruje...
Hm, mam takie wrażenie (i z własnych obserwacji i z lektury tego tematu), że więcej zarówno walczących babeczek jak i panów którym to nie przeszkadza jest zasadniczo wśród "wcześniaków" - choć z czego to wynika pojęcia nie mam.
W samej tylko mojej drużynie jesteśmy dwie walczące, a z innych ekip znam przynajmniej 5 kobietek lubujących się w biciu ludzi, oraz co najmniej kilka które bardzo by chciały ale wcześniej zaliczone w różnych aktywnościach kontuzje skutecznie wykluczyły je z zabawy.
Olofka napisał/a:
Hm, mam takie wrażenie (i z własnych obserwacji i z lektury tego tematu), że więcej zarówno walczących babeczek jak i panów którym to nie przeszkadza jest zasadniczo wśród "wcześniaków" - choć z czego to wynika pojęcia nie mam.
1. Widocznie Wcześniacy są bardziej tolerancyjni , szybciej im wmówisz, że kobiety walczyły
2. Sposób walki Wcześniaków jest bardziej lightowy, co wcale nie znaczy bezpieczniejszy (rodzaj stosowanych osłon)
3. Sprzęt jest mniej kosztowny, dlatego mniej ryzykujesz poświęconego wysiłku na skompletoanie i kasy, gdy ci się walka znudzi
4. Sprzęt ochronny jest LŻEJSZY (to chyba najwazniejszy czynnik, sprzęt swym cieżarem tak tragicznie nie ogranicza ruchliwości, tylko częsciowo niwelującąc dysproporcje w sile fizycznej (zbroja płytowa to średnio 20kg do nawet 30kg, można zejśc w porywach do 15 kg przy zbrojnikach).
5. I może patrząc na średnią, koledzy są sympatyczniejsi , co nie znaczy, że nie spotkałam równych Póżniaków, nawet mi się zdażyło prowadzic trening długiego miecza dla kilkudziesięciu zakonnych , a z jedny XIV-XV-wiecznym "Póżnym" czasem sobie "półtorką" popykam.
Moze dośc tych zalet, czas na minusy:
Podstawowy minus Wcześniaków to moim zdaniem otwary hełm, nie chroniacy dostatecznie twarzy i karku. Jak powiedziałm mojemu znajomemu "Pózniakowi", że się zbroję na "wczesniaka", szczerze mi współczuł .
Mylślę, że istptną sprawą do przedyskutowania w temacie "Walczących kobiet" powinny być "lekkie ochraniacze dla pań". Ja w każdym razie już wiem, że lamelka z utwardzonej skóry to lepszy patent niz kolczuga (kolczuga kumpla w która się wciskałam ważyła "skromne" 8 kg , i chroniła, delikatnie mówiac, umiarkowanie), Niestety lamelka ma ograniczony "historyczny zasięg". Wyszperałam jeszcz taki XV w. hełm turniejowy z kratą (rewelacja, widocznosć i wentylacja prawie jak w masce szermierczej) wg Nadolskiego używany do walki na tępe miecze i maczugi .
Pieszcie dziewczyny jakich używacie ochraniczy. Ja ze swoiej strony uwazam, że podstawa to solidna dobrze dopadowana do reszty ochraniczy przeszywka, ja np popełniłam błąd, że zamówiłam przeszywkę u osoby, która robi je pod pełna płytę. No i niestety pakowanie na nią kolczugio odpada.
Gruba przeszywka szyta z założeniem że nic na nią nie będzie używane, karwasz skórzany na prawe przedramię (nie potwierdzony na miejsce i czas, ale kwestia bezpieczeństwa), hełm okularowy. Pod strój ochraniacze na kolana - historyczne ochraniacze z pasów metalu nie pasują na moje datowanie, więc uważam, że lepiej je zastąpić czymś chroniącym a niewidocznym, niż wciskać kity.
Swoją drogą, lamelka ze skóry to patent niczym nie potwierdzony, w przeciwieństwie do takiej z metalowych płytek. Różnica w ciężarze nie jest aż tak powalająca.
Swoją drogą, ostatnio z kumplem z drużyny policzyliśmy, że w Polsce, wśród wcześniaków jest około 20 aktywnie walczących kobiet - aktywnie, więc biorących udział w bitwach i turniejach, ile tylko trenuje nie wie nikt.
... w Polsce, wśród wcześniaków jest około 20 aktywnie walczących kobiet - aktywnie, więc biorących udział w bitwach i turniejach, ile tylko trenuje nie wie nikt.
Brzmi, jakby ta reszta działa w "podziemiu" ...
(Przepraszam za mało wartościowego posta)
Kochani, tak kiedyś jaki i dziś, ludzie byli i są różni. Jedni pchają się do polityki, inni do wojaczki a jeszcze inni kręcą kapuchę. Są też tacy, co się chowają za plecy i portfel partnera. Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn. Ponieważ należymy do kręgu kultury grecko - rzymsko - judeo - chrześcijańskiej (niezły konglomerat) od kobiet wymaga się w zasadzie dbania o ognisko domowe. Owo dbanie kobiety rozumieją róznie: jedne biegają ze szmatką do kurzu, inne próbują porządkować je po swojemu i rzucają się w ciemne otmęty polityki, a jeszcze inne wróg może spotkać u wrót domostwa kiedy mężczyzna jest na polowaniu.
Działalność kobiet - "duchów opiekuńczych ognisk domowych" jest mało spektakularna, ale o silnych niewiastach (kierujących również wolą swoich mężczyzn - odraczanie posiedzeń radzieckich w celu konsultacji) w historii aż się roi. To samo jeśli chodzi o handel (prawo dziedziczenia przez kobiety warsztatów i faktorii). Niewiast na białym koniu, uzbrojonych po zęby też znalazłoby się kilka. Ba! Wystarczy poczytać średniowieczne akta sądowe, żeby się dowiedieć ile było kobiet - przywódców raubritterów i co robiły z napotkanymi konwojami kupieckimi, tudzież samotnymi jeźdźcami
Niektóre kobiety musiały o w końcu swoją cnotę i trzos dbać same
W zasadzie nie słyszałam tylko o jednej okoliczności: kobieta w turnieju . Historycznie taki wariant wydaje mi się bardzo mało prawdopodobny. Choć jestem otwarta na wszelkie, choćby legendarne, dowody.
Myślę, że nasi współczesni rycerze będą się tak długo śmiali z kobiet z mieczem/toporem w dłoni, póki ich kiedyś jakaś nie wklepie w ziemię
Pozdrawaim walczące niewiasty!
Olofka napisał/a:
Hm, mam takie wrażenie (i z własnych obserwacji i z lektury tego tematu), że więcej zarówno walczących babeczek jak i panów którym to nie przeszkadza jest zasadniczo wśród "wcześniaków" - choć z czego to wynika pojęcia nie mam.
Hmm, pewnie ciężar blach jest nie bez znaczenia. Ale jeśli któryś pan sądzi, że będzie sprawnie brykał w puszce bez uprzedniego treningu kondycyjnego, to jest głupi.
Na plus puszek można przyznać, że zabawa w dużym opancerzeniu jest bezpieczniejsza.
Z drugiej strony, kto nie liczy się z obrażeniami, niech bawi się w inny sport i tyle.
A z czego jeszcze wynika? Z zasad inscenizacji grunwaldzkiej i podejścia całej licznej rzeszy rymcerzy...? Nie każdej chce się z tym na każdym kroku użerać. Choć fakt, że u nas takich też nie brakuje...
Pieszcie dziewczyny jakich używacie ochraniczy.
Przeszywka lub kolczuga, karwasze, rękawice płytkowe, hełm okular.
Polsce, wśród wcześniaków jest około 20 aktywnie walczących kobiet
O kurcze, to mnóstwo! Regularnie mam wrażenie, że oprócz mnie i towarzyszki z naszej drużyny, nie ma ich prawie wcale ...
Ofka napisał/a:
W zasadzie nie słyszałam tylko o jednej okoliczności: kobieta w turnieju . Historycznie taki wariant wydaje mi się bardzo mało prawdopodobny. Choć jestem otwarta na wszelkie, choćby legendarne, dowody.
zajrzyj na tę stronę - od akapitu zaczynającego se od "Agnes Hotot...
http://www.lothene.org/others/women14.html
Yngvild napisał/a:
Polsce, wśród wcześniaków jest około 20 aktywnie walczących kobiet
O kurcze, to mnóstwo! Regularnie mam wrażenie, że oprócz mnie i towarzyszki z naszej drużyny, nie ma ich prawie wcale ...
Nie ma się czemu dziwić, bo niestety ale czasem te walczące są sabotowane nawet przez własnych kolegów. Koleżance, która jest we wczesnej drużynie, niedawno młodzi na spółkę z młodymi z innych drużyn odmówili walki w takich głupawych manwewrach (głupawych w porównaniu do np buhurtu gdzie podobna troska o przedstawicielkę płci pięknej byłaby w pełni usprawiedliwiona). Zorientowali się, że to dziewczyna po jej wzroście (na jej nieszczeście jest prawo i leworęczna, a włożyła na siebie sprzęt leworęcznego, dlatego koledzy jej nie rozpoznali). A oprócz rzadko spotykanej oburęczności i sześciu lat szermierczego doświadczenia, ma ona bardzo szybka reakcję (najlepszą z ludzi na sali, gdzie razem trenujemy). Chłopcom byłoby głupio załapać trafienie wyprzedzające od takiego "małego mańkuta konusa" . Zwycięstwo nad kimś takim to żaden powód do chwały a przegrana: wstyd jak cholera.
Ja w każdym razie zastanawiam się czy jest sens się "histerycznie" dozbrajać i pchać w podobne klimaty. Lepiej udzielać się aktywnie trzy razy w tygodniu na sali szermierczej, doskonaląc swoje umiejętności, niż przeżyć podobne upokorzenie na jakieś imprezie i wozić broń robiącą za rekwizyt zalegający w namiocie. Koleżanka tego incydentu nie potraktowała jak upokorzenie (za to na pewno było jej bardzo przykro), ja jednak tak bym to odczuła.
Jak na razie faceci chcą ze mną sparować, również na szermierczych imprezach wyjazdowych, nawet z ciekawości i z racji tego, że jestem leworęczna, i niech tak zostanie.
Pzdrawiam
Monika