Przejrzałem w większosci forum, ale podobnego, czy odpowiadającego tematu nie zauwazyłem, toteż pozwolę sobie założyć.
Dotyczy on czegoś o czym chyba nie mówiono, albo uznaje sie temat za mało istotny.
Jak jest więc z kondycją wstępujących do bractw i istotą warunków fizycznych, a celowoscią całej zabawy?
Zaznaczam na wstępie, że jestem laikiem, toteż może i mój tok myślenia jest dosć naiwny:
ALE wydaje mi się, że rekonstrukcja historyczna grona walczących z bractwa zasadza sie przede wszystkim (co logiczne) na treningach, przygotowaniach do występów i turniejów i w konsekwencji walce. Zbroja swoje ważyć musi, podstawowe wyposażenie to, z tego co mi się wydaje, jeszcze pół biedy, ale opancerzenie w pełne "płyty" to już raczej nie przelewki. Należy dodać do tego ciężar tarczy, broni, oraz co najistotniejsze, sam fakt walki, jako czynnika, który prędzej czy później męczy i wyczerpuje.
Od biedy warto też pomyśleć o większych inscenizacjach, bitwach, w których z tego co mi się wydaje brać walcząca musi wykazywać się nie lada wytrwałością, tak ze względu na ww. czynniki, jak i ogólny ścisk, tłok i rutynowy "młyn" bitewny.
Z tych przemyśleń moje pytanie-czy wydaje mi sie, czy do bractw rycerskich same "byki" i Herkulesy się zapisują?
Czy może jestem w błędzie i trochę sprawę wyolbrzymiam?
Kategorycznie pomijam tu rolę łucznika, bo ta raczej wymaga mniejszego nakładu wysiłkowego.
Zamiast tego posłużę sie przykładem znajomka X, który o bractwach rycerskich już od dosć dawna mi nad uchem przebąkuje, sęk w tym, że ja nic nie mówiąc, ale popatrując po jego sylwetce szczerze wątpie (moze niesłusznie?) czy będzie miał czego tam szukać (czyt. czegoś innego poza łukiem)
Niecałe 180 cm wzrostu i waga moze nieco ponad 60 kg, gabaryty raczej patykowate...oczywiscie w żadnej mierze go nie zniechęcam, ale jego przypadek nasunął mi właśnie takie przemyślenia.
Kondycja i siła jest do wyrobienia. Oczywiście naturalne predyspozycje dają jakąś przewagę, ale ten kto ich nie posiada może je zniwelować dobrym treningiem. Trzeba dostosowywać styl walki do swoich możliwości. ja na przykład staram nie wdawać się się w przepychanki z przeciwnikami ode mnie wiekszymi i cięższymi bo jest to męczące.
Jedno pytanie. Dlaczego rekonstrukcja historyczna wszystkim kojarzy się z walką? Walka to jeden z aspektów średniowiecznego życia. Chcesz to możesz być nawet wytwórcą fujarek, byle by się to podobało Tobie i bylebyś to robił porządnie (w końcu po co komu niedziałające fujarki).
Pozdrawiam
Oczywiście, że nie tylko walka. Jak najbardziej popieram wszelkie inne przejawy działalności związane z odtwórstwem i tematyką. Co więcej, podejscie oparte na pragnieniu dołączenia do bractwa tylko by zobaczyć jak to jest pookładać się mieczem i pobiegać w zbroi uważam za błędne.
Ale nie owijam w bawełnę i nie oszukuję się, że dla przeciętnego samca to właśnie wydaje się najatrakcyjniejsze, a wytwórstwo fujarek raczej go nie pociąga i głównej motywacji do wstąpienia nie stanowi
Często jest jednak tak, że zgłębienie jednego aspektu tematu który wydaje się nam najbardziej interesujący w dalszej mierze pociąga za sobą rozwinięcia zainteresowań o inne elementy, juz poślednie, jak na przykład to wytwórstwo fujarek Tak to jest z pasją-ale nie o tym temat chyba.
Często jest jednak tak, że zgłębienie jednego aspektu tematu który wydaje się nam najbardziej interesujący w dalszej mierze pociąga za sobą rozwinięcia zainteresowań o inne elementy, juz poślednie, jak na przykład to wytwórstwo fujarek
hmmm...może w większości przypadków tak jest. Ale np kolega z grupy wcale nie chce walczyc a jednak wstąpil do grupy. Ja co prawda uczę się walczyć ale zawsze bardziej pociagala mnie muzyka dawna i łucznictwo choć nie zaprzeczam że walczyć lubie Ale najczęsciej jest tak że ci którzy lubią tylko walke po prostu odchodzą z grupy bo nudzi ich szycie strojów i ogólnie ta cała historyczność
Pozwolę sobie przedstawić dość ciekawą sytuację, która miała miejsce u mnie w bractwie. Niespełna 2 lata temu przyszedł do nas na trening mały chłopiec, miał wtedy prawdopodobnie (nie pamiętam) 13 lat, wysoki, chudzina, tzw tyczka. Zainteresował się walką, więc brał udział w treningach. Po czasie, kiedy to już zaczął sobie radzić pojawił się problem. Na łepka, już przeszło 14 letniego, nie nałożysz zbroi, bo po pierwsze - rośnie, a to mu może zaszkodzić, po drugie, to by się złamał. Obecnie, mimo, że nadal nie pozwalamy mu ubierać zbroi na zbyt długi czas, to radzi sobie bardzo dobrze. Do czego zmierzam, nie trzeba być wspomnianym herkulesem, by opanować ładną, techniczną walkę i w ten sposób wygrywać turnieje. przy niewielkiej sile, ale dobrej technice i oczywiście wymaganej kondycji ma się przewagę nad zwykłym "mięśniakiem".
I przykład nie dotyczący walk szermierczych. Jest taka zabawa, tzw "zapasy rycerskie", gdzie większość startujących to też osoby dużej postury. Gdy ja, szczupły (190 cm i 70 kg) wyszedłem na "ring", poszła salwa śmiechu. Gdy jednak rzuciłem parę razy przeciwnikami, to przy trzecim wyjściu, zamiast śmiechu był aplauz. I tu też wszystko zawdzięczam technice (i szczęściu )