(Nr 23) Nowy numer "Gazety Rycerskiej"
Dodane przez bocian dnia 25 luty 2009 10:28

Szanowni Rycerze, Wojowie i Wy Nasi Cywilni Czytelnicy

Zagłębiając się w lekturę niektórych artykułów pierwszego w tym roku numeru „Gazety Rycerskiej”, trudno nie odnieść wrażenia, że ich tematyka znana jest nam z łamów współczesnej prasy lub gdzieś już to widzieliśmy. Bowiem problemy życia codziennego ludzi żyjących w średniowieczu, są nam dziwnie znane i bliskie...

W artykule „bizantyjscy kupcy” (str. 15) czytamy o trudach uprawiania zawodu kupca oraz złożoności uprzykrzających życie przepisów prawnych. Współczesny handlowiec, przedsiębiorca, biznesmen boryka się z tymi problemami do dzisiaj, co prawda wspomagany i chroniony przez dobrze prosperujące korporacje, czy stowarzyszenia, niemniej jednak narażony na niebezpieczeństwo porażki nie mniejszej niż opisywany w artykule kupiec Jan. W czasach średniowiecza instytucje chroniące kupców, dbające o ich interesy dopiero się kształtowały. Pierwsza wzmianka o korporacji zawodowej, będącej zalążkiem samorządności gospodarczej, pochodzi z IX wieku i dotyczy związku kupieckiego w Barcelonie. Gildie natomiast zawiązywano dla zabezpieczenia jej członkom drogi na rynek oraz m.in. porozumienia w sprawie przywilejów handlowych dla miast. Były jeszcze cechy, ale pełniły zupełnie inną rolę.

Czyż nie odnajdujemy w artykule Małgorzaty Pach-Galik (str. 38) znajomych akcentów z pierwszych stron współczesnych tabloidów… Próbując świeżym okiem spojrzeć na Lukrecję Borgię –
„Renesansową celebrytkę” – tak wspaniale opisaną przez Autorkę, trudno oprzeć się porównaniu jej do współczesnych celebrytek. Panie z pierwszych stron gazet charakteryzują się zwykle tym, że pochodzą ze znanych, często bogatych rodzin – Lukrecja wywodziła się z możnego rodu Borgiów i była córką papieża. Celebrytki są „znane z tego, że są znane” – tak jak Lukrecja, która nie pozostawiła przecież po sobie żadnego dzieła. Wszyscy plotkują na temat celebrytek, przypisują im zachowania i rzeczy, które zrobiły i nie zrobiły, zgodnie z zasadą „pluj śmiało, zawsze coś przylgnie”. W tym względzie Lukrecja bije wszystkie celebrytki świata na głowę, gdyż pamięć o jej rzekomych skandalach przetrwała wieki. To porównanie skłania do gorzkiej refleksji na temat mentalnością całych pokoleń, które żywią się niezmiennie tą samą masową pożywką: sensacją, plotką i skandalem.

Powiedzenie, że informacja to władza i potęga, nic nie straciło na aktualności. Od zawsze jedną ze „sku-
teczniejszych metod” jej pozyskiwania były działania tajnych agentów, służb specjalnych – obecnie, dawniej – szpiegów i zamachowców. Nie ważne zresztą jak ich nazwiemy, ważne że średniowieczni i współcześni „tajniacy” podejmowali ryzyko kierując się takimi samymi motywami. Jakimi? Zapraszam do lektury artykułu dr Michała wróbla „Pod osłoną nocy i milczenia… czyli tajemnice szpiegów i zamachowców” (str. 18).

Zachęcam również do zapoznania się z artykułem Piotra Galika „Wschód kontra Wschód” (str. 3). Niepokoje i konflikty za naszą wschodnią granicą przez wieki były stałym fragmentem geopolitycznej gry o panowanie nad Europą Wschodnią. Niesnaski o dziedzictwo Czyngis-Chana przybrały we współczesnych czasach
dość łagodną – jak dotąd – formę walki ekonomicznej i dyplomatycznej (niemal przysłowiowe już „zakręcanie kurków”). Nie zawsze jednak tak było. W 1380 r. nad Donem doszło do wielkiego starcia zbrojnego.
W jego wyniku azjatyccy koczownicy zostali pokonani i odparci, a pewna prowincjonalna dzielnica Rusi
rozpoczęła marsz ku potędze, który zdaniem wielu trwa do dzisiaj… A przecież już Powstańcy Styczniowi
śpiewali o Moskalach „Do Azji precz, potomku Czyngis-Chana, tam ziemia twa i twój
plugawy ród!

Mam nadzieję, że z życzliwością przyjmujecie każdy numer „Gazety Rycerskiej”, choć zdajemy sobie sprawę, że trudno zadowolić wszystkich. Staramy się jednak tak dobierać teksty, aby krąg odbiorców był jak najszerszy. Czy nam się udało, oceńcie sami. Czekamy na wasze opinie, sugestie.

Zapraszam do lektury kolejnego numeru „Gazety Rycerskiej”.