(Nr26) Nowy numer "Gazety Rycerskiej"
Dodane przez bocian dnia 13 listopad 2009 10:18
zanowni Rycerze, Wojowie i Wy nasi Cywilni Czytelnicy
Wraz z nadejściem jesieni kończy się sezon na plenerowe, masowe imprezy rycerskie. Tym samym okres wzmożonej aktywności tegorocznego sezonu właśnie mija. Jak co roku obfitował w rozliczne turnieje rycerskie, pikniki, festyny i festiwale archeologiczne oraz rekonstrukcje bitew. Nie oznacza to jednak, iż nadchodzi czas stagnacji. Zainteresowania miłośników wczesnośredniowiecznej historii nie kończą się wraz z nastaniem jesieni. Nadchodzi czas na uzupełnienie rynsztunku, nadrobienie braków w wyszkoleniu, a przede wszystkim na regenerację sił, tak potrzebnych, aby sprostać wyzwaniom przyszłego sezonu. Zapewne nie wszyscy mieli możliwość uczestniczenia w owych imprezach – a zapewniam, każda miała swój niepowtarzalny klimat - dlatego też zapraszam do lektury swoistych sprawozdań z wido- wisk, którym patronowała „Gazeta Rycerska”. Widowisk tworzonych przez barwne postacie: wojów, rycerzy, dam, rzemieślników, muzykantów i organizatorów. Towarzyszyliśmy ich zmaganiom, tańcom i obrzędom. Starciom na polu walki i najazdom na grody i zamki. Byliśmy wśród tłumów chcących dotknąć dumnego rycerza średniowiecza, poczuć romantyzm tamtych czasów, zobaczyć wojowników na koniach toczących bój na śmierć i życie.
Co prawda rycerzy już nie ma, ale rycerskość wciąż jest synonimem szlachetnego i honorowego postępowania. Rycerski wobec dam, stawiający honor na pierwszym miejscu... styl życia średniowiecznego rycerza wciąż wydaje się godny podziwu. Rycerz musiał w zasadzie być dobrze urodzony. Miał promieniować wdziękiem i dobrym wychowaniem. Od rycerza oczekiwano, by był nieustannie zaprzątnięty swoją sławą. Sława zaś wymagała ciągłej próby. Musiał zatem wędrować w poszukiwaniu okazji do walki. „Skoro tu wojna, tu zostanę” - jak brzmią słowa jednej z ballad o szlachetnych rycerzach. Jeśli wojny nie ma, wędruje dalej, wzywając pierwszego napotkanego jeźdźca dla ustalenia pierwotnej właściwej hierarchii, w której pozycja zależy od ilości i jakości rycerzy pokonanych. Nieustanne zabieganie o pierwszeństwo nie stało na przeszkodzie przedziwnej solidarności. Pokonani wrogowie po bitwie byli podejmowani na ucztach. Gdy w bitwie w 1389 roku Anglików dziesiątkowały głód i dezynteria, szli leczyć się u Francuzów. Wykurowani wracali i bitwa toczyła się dalej. O chwale rycerza decydowały nie tyle zwycięstwo, o ile, jak walczył. Walka mogła bez jego ujmy kończyć się klęską i śmiercią. Z kolei zabijanie wroga nieuzbrojonego okrywało rycerza hańbą. O szlachetnych rycerzach i taktyce na polu walki pisze Marcin Gawęda - „Rycerstwo na polu bitwy” (str. 11).
Polecam także artykuł Małgorzaty Pach-Galik - „Z chłopskiej chaty na wiedeńskie salony, czyli historia rozpust- nego Kopciuszka” (str. 23). To kolejna opowieść o kobietach tamtych czasów, ale jakże podobnych w działaniach do współczesnych nam celebrytek. Jak słusznie zauważa Autorka, gdyby „Agnieszka była taką kobietą, że gdyby mocą jakiś czarów mogła przenieść się we współczesne nam czasy, z pewnością byłaby kolejną „Elektrodą”, posłanką czy gwiazdą telewizji...”.
Zachęcając do lektury kolejnego numeru „Gazety Rycerskiej” polecam artykuł Michała Cetnarowskiego - „Władcy na celowniku” (str. 16). Okazuje się, że Polska szczyciła się prawie zu- pełnym brakiem królobójców w swojej historii. Średniowieczna Europa wypada na tym tle dużo mniej korzystnie. „Prawie” jak wiadomo robi różnicę. Fakt, królobójców w Polsce nie było wielu, ale nie wszyscy władcy schodzili z tego świata w sposób naturalny. A zatem jak było naprawdę?
Zapraszam do lektury najnowszego wydania „Gazety Rycerskiej”.
Izabela Kwiecińska