Użytkowników Online |
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanych: 3,881
Najnowszy Użytkownik: baxakem
|
|
ZA DUSZĘ ZAMORDOWANEGO |
azeta Rycerska Nr 3
Zabójstwo i pojednanie w średniowiecznej Europie Środkowo-Wschodniej.
krzyż pokutny z miejscowości Czaple - foto: Zanon Bernacki
Średniowieczne prawo sądowe wiąże się nie tylko z wydawaniem wyroków i ich egzekwowaniem, z katem, narzędziami tortur i samym procesem "wydobywania zeznań". Niewątpliwie były to najbardziej spektakularne przejawy funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w tym czasie, charakterystyczne także dla innych epok.
W Europie Środkowo-Wschodniej zabójstwo (jeśli naturalnie winny został ujęty) nie zawsze kończyć się musiało odbyciem sądu nad przestępcą, wydaniem orzeczenia skazującego i wykonaniem wyroku. Zabójca miał bowiem możliwość zawarcia ugody z rodziną swojej ofiary, jeśli ta wyraziła taką wolę. Nie oznaczało to, że winny nie ponosił żadnej odpowiedzialności za swój uczynek - musiał dokonać stosownego zadośćuczynienia.
Możliwość takiego postępowania wynikała z przyjęcia w tej części Europy zapisów prawa sasko-magdeburskiego. W latach dwudziestych XIII stulecia dokonano kodyfikacji prawnej, którą zawarto w tak zwanym "Zwierciadle Saskim". Ten zbiór praw dzielił się na dwa zwody: Lehnrecht (prawo lenne) i Landrecht (prawo ziemskie). To właśnie druga część "Zwierciadła" zawierała pouczenia dotyczące postępowania w przypadku mężobójstwa. Gdy wcześniej, przed kodyfikacją, śmierć współrodowca wymagała jedynie od jego rodziny dokonania krwawej zemsty, to w XIII-wiecznym zwodzie dano możliwość rekompensaty. Wszystko jednak zależało od kwalifikacji czynu. Zapisano bowiem, że "kto zabije umyślnie, wedle prawa ma być karany. Kto zabije przygodnie, że jawne to będzie, gardła tracić nie powinien, tylko zapłacić". Nie było więc litości dla mordercy, który z premedytacją dokonał zbrodni. Możliwość łaski, bo tym było pojednanie, przysługiwało tylko nieumyślnym zabójcom. W praktyce jednak wszystko zależało od interpretacji wydarzenia, zeznań stron i przychylności sądu.
Jeśli obie strony doszły do porozumienia zawierano ugodę pojednawczą (compositio), w której określano wymiar główszczyzny, czyli finansowego zadośćuczynienia - w prawie niemieckim zwanego "Wehrgeld", zależnego oczywiście od kondycji społecznej poszkodowanego lub stopnia okaleczenia ciała. Tyle mówiło prawo. Średniowieczne ugody kompozycyjne zawierały jednak również i inne elementy, o których "Zwierciadło Saskie" już nie wspomina, a które wynikały ze stosowania dodatkowo prawa zwyczajowego. Zapłacenie główszczyzny regulowało doczesne sporne kwestie między rodziną ofiary, a zabójcą, najważniejsze jednak było zbawienie duszy zamordowanego. Późnośredniowieczni kaznodzieje przekonywali ówczesnych o przemijaniu wszystkiego, co doczesne. Śmierć nadejść miała nieuchronnie i należało się do niej godnie przygotować. Strach przed mękami piekielnymi wpłynął na powstanie licznych podręczników "dobrego umierania", a stosujący zawarte w nich zalecenia w szybki i bezbolesny sposób dostąpić mieli zbawienia. Szansę tę odebrano jednak m.in. ofiarom zabójstw, które bez pojednania z Bogiem stawić się miały na Sądzie Ostatecznym. Zmarli nagłą śmiercią mieli w perspektywie długotrwałe przebywanie w czyśćcu i jedynym sposobem zapewnienia im szybkiego zbawienia były modlitwy wstawiennicze żywych. Stąd też w ugodach pojednawczych tak dużo miejsca poświęcano aspektom eschatologicznym, mającym ułatwić zmarłym wędrówkę w zaświaty.
W jaki sposób zawierano ugodę kompozycyjną? Za przykład niech posłuży zapis czynności procesowych odbytych w 1494 roku w Złotoryi na Dolnym Śląsku.
"Przed siedzącą Rada Miasta Złotoryi zjawił się Paweł Cleinhanns. Przybył on wraz z przyjaciółmi (tak określano krewnych) i razem zeznali, że w dniu św. Katarzyny tegoż roku (tzn. 1494) zamordowany został syn Pawła, Krzysztof. Wskazali również morderców, którymi byli Mateusz i Jakub, sługa sołtysa Jakuba. Jako dowód ich prawdomówności wystarczyła przysięga na łaskę Boga i Najświętszą Marię Pannę". Takie potwierdzenie wiarygodności przysięgą jest cechą charakterystyczną w średniowiecznych procesach o zabójstwo lub uszkodzenie ciała. W przypadku, gdy ofiara pozostawiła wdowę i nieletnie dzieci prezentacji sprawy podejmowała się najbliższa rodzina - ojciec, stryj lub bracia. Po zeznaniach poszkodowanych do wyjaśnień przystępowali oskarżeni. Dokonali oni dokładnego opisu okoliczności, przebiegu wydarzenia, w którym życie stracił Krzysztof. Następnie wszyscy trzej złożyli przysięgę, że zabójstwa dokonali nieumyślnie, przez przypadek. Bez takiej deklaracji niemożliwe byłoby podjęcie starań o ugodę. Po uzgodnieniu wspólnej wersji przez obie strony Rada wydawała postanowienie w przjaźni, nie na gruncie prawa. Oznaczało to, że doszło do ugody, gdyż wyrok wydany na gruncie prawa zakończyć mógł się śmiercią zabójców.
Najbardziej obciążony postanowieniami sądu miejskiego został Wincenty, prawdopodobnie najaktywniejszy uczestnik zajścia z nocy św. Katarzyny. Nakazano mu odbyć pielgrzymkę pokutną do Akwizgranu w 14 dni po Wielkanocy. Co istotne miał ją odbyć osobiście, gdyż w niektórych przypadkach dawano możliwość wysłania na peregrynację zastępcy. Akwizgran był bardzo popularnym miejscem pielgrzymkowym ze względu na przechowywane tam relikwie Najświętszej Marii Panny. Ugody kompozycyjne wymieniają również inne miejscowości takie jak Wilsnack (słynne z cudu krwawiącej Hostii). Rzym (m.in. konfesja św. Piotra). Częstochowa (cudowny obraz). Thann (relikwie św. Teobalda) oraz rzadziej Santiago de Compostella, Einsiedeln, Trewir, Maastricht, Rocamadour. Nie były to wyprawy tanie. Aby wybrać się do Rzymu należało liczyć się z wydatkiem około 20-40 grzywien srebra, do Akwizgranu od 8 do 20, tańsze było Wilsnack - około 10 grzywien. Dla porównania, dobrego rumaka bojowego można było nabyć za 10-20 grzywien. Aby udowodnić odbytą podróż, zabójca zobowiązany był często do przywiezienia dowodu swojego pobytu w wyznaczonym miejscu. Mogła to być moneta, pamiątka pielgrzymia bądź potwierdzony notarialnie dokument.
Dodatkowo Wincenty zobowiązany został do corocznych opłat na tzw. "Leichzeichen" i wigilie. Były to egzekwie odprawiane przy przy marach zmarłego, później uroczystości celebrowane w rocznicę śmierci. Wyszczególniono, że na oprawę tych mszy Wincenty przygotować ma 12 funtów wosku na świece. Dodatkowo obciążono go kosztami tzw. "trzydziestek", czyli codziennych mszy odprawianych przez kolejne 30 dni od śmierci Krzysztofa.
Kolejnym elementem pokuty Wincentego był nakaz wystawienia w miejscu zabójstwa kamiennej kapliczki i kamiennego krzyża. Tego typu zapisy pojawiały się tylko na obszarach Rzeszy i terenach intensywnej kolonizacji niemieckiej (Czechy, Morawy, Śląsk, Pomorze). Na marginesie zaznaczyć należy, że w polskiej literaturze przyjęło się nazywać je krzyżami (kapliczkami) pokutnymi. Analiza źródeł skłania jednak do powrotu do właściwej nazwy: krzyże pojednania. Przypadek Wincentego jest szczególny, gdyż najczęściej zabójca zobowiązany był do wystawienia albo jednego krzyża (kamiennego bądź drewnianego), albo jednej kapliczki, niekiedy także tzw. "Martera", czyli prawdopodobnie kapliczki z przedstawieniem krucyfiksu lub męczeństwa świętych. Często ukazywano również św. Barbarę jako patronkę dobrej śmierci. Pamiątkę zbrodni ustawiano w różnych miejscach. Najczęściej tam, gdzie dokonano zbrodni, ale mogło to być również miejsce wskazane przez rodzinę ofiary lub przykościelny cmentarz. W tym ostatnim przypadku mogło to się wiązać z nakazem powtórnego poświęcenia nekropolii. Miejsce wystawienia takiego pomnika musiało spełniać jeden podstawowy warunek - musiało być często uczęszczane. Dzięki temu kamienny krzyż lub kapliczka przypominały o popełnionej zbrodni i prowokowały przechodzących do modlitwy w intencji zmarłego, a im więcej modlitw, tym krótszy stawał się pobyt ofiary w czyśćcu. Stąd też krzyże ustawiano również przy bramach miejskich, drogach, skrzyżowaniach, przeprawach, gospodach i kościołach.
Forma krzyży zależała od możliwości finansowych wystawiających bądź skali narzuconej sobie pokuty. Przeważają krzyże proste, bez żadnych ozdób, niekiedy przybierają formę krzyży kolistych (z otokiem), kół krzyżowych, czy płyt z rytem krzyża. Na niektórych zabytkach ryto narzędzia zbrodni (miecz, topór, włócznia, kusza) bądź przedmioty oznaczające profesję zamordowanego (koło, nozyce, cęgi, waga, młotek itp.). Zdarzają się oczywiście obiekty o znacznie bardziej wyrafinowanym kształcie. Ufundowany przez ojca zabójcy w 1497 r. we Wrocławiu krucyfiks z przedstawieniem Marii i św. Jana wykonany został na kształt epitafium. Z kolei krzyż ustawiony w Kijowicach (koło Bierutowa) w 1357 r. udekorowany został przedstawieniem Ukrzyżowanego Chrystusa i klęczącą postacią zmarłego, który w stosownej inskrypcji prosi Zbawiciela o zwrócenie na niego uwagi i okazanie miłosierdzia. Szczególnym zabytkiem jest również krzyż w Hirschhorn (Hesja). Wystawiony został ok. 1360-1380 r. przez Małgorzatę jako zadośćuczynienie za zbrodnie popełnione przez jej męża Eberharda II, który był Raubritterem. Na krzyżu umieszczono pełnoplastyczny hełm z klejnotem oraz tarczę herbową z godłem rycerza-rozbójnika. Niekiedy podobne obiekty wykonywano dla upamiętnienia poległych w walce. Na początku XIV w. w Göllheim (Palatynat) ufundowano dużych rozmiarów krucyfiks w miejscu śmierci Adolfa von Nassau, który poległ tu w bitwie przeciw Albrechtowi Habsburgowi (2 lipca 1298).
Na koniec zobowiązano Wincentego do ufundowania przy krzyżu, który miał wystawić tzw. "Seelebade", czyli swego rodzaju poczęstunku dla biednych. W tym konkretnym przypadku składać się miało na to: jeden korzec pszenicy, chleb oraz antałek piwa. Owa kąpiel duszy mogła być realizowana również bardziej dosłownie. Zabójca miał bowiem opłacić poczęstunek dla biednych, ale odbywający się w łaźni miejskiej, co połączone było również z pewnymi czynnościami natury higienicznej. Obciążenia pokutne Wincentego zamyka nakaz wypłacenia 3 złotych guldenów z przeznaczeniem na monstrancję dla kościoła parafialnego. Znacznie mniejsze "kary" otrzymywali współwinni śmierci Krzysztofa - ograniczyły się bowiem głównie do pielgrzymki i datków na monstrancję.
W innych umowach kompozycyjnych z terenów działania prawa niemieckiego pojawiały się również inne zobowiązania wobec rodziny ofiary. Wszystkie miały jednak dwa główne cele. Zadośćuczynienie krewnym zabitego oraz ułatwienie dostąpienia zbawienia przez ofiarę. Tak więc np. nakazywano zabójcy opiekę nad wdową i jej nieletnimi dziećmi, aż do osiągnięcia przez nie wieku sprawnego. Dzięki temu zyskiwał on przebaczenie, które z kolei istotne było na jego drodze do zbawienia. Niekiedy jednak sama opieka nad wdowami i sierotami nie wystarczała i rodzina bądź sąd domagali się wyraźniejszej manifestacji pokory zabójcy. Kiedy w 1345 r. w heskim Seelheim krzyżacki rycerz Heiderich von Dernbach wraz z dwoma knechtami dopuścili się zabójstwa na osobie rycerza Krafta Hobeherra sąd nakazał im udać się z odkrytymi głowami, bez pasów, z płaszczami przewieszonymi przez ramię i z nagimi mieczami na miejsce spoczynku ich ofiary. Towarzyszyć im miało 70 rycerzy i giermków (dobrych ludzi) z ich rodów, a każdy miał nieść jednofuntową świecę. Po dotarciu na miejsce spoczynku Krafta trzej winni mieli uklęknąć przed grobem. Brat ofiary wraz z krewnymi powinni w tym momencie wybaczyć Heiderichowi i jego dwóm towarzyszom oraz nakazać powstać z klęczek. Inną formę wyrażenia pokory i skruchy obrano w 1509 r. w Rasdorf w Hesji. Zabójca, nagi do pasa w górę, miał przyjść na grób ofiary i przez jakiś czas leżeć na mogile krzyżem. Dopiero potem mógł udać się na pielgrzymke do Akwizgranu i Wilsnack oraz wystawić przed bramą miejską wysoki na 7 stóp kamienny krzyż. Zdarzały sie również bardziej drastyczne obrzędy. Zabójca wkładał ręce do grobu bądź trzymając nieboszczyka za dłonie jego bezpośrednio prosił o wybaczenie. Zanotowano również taki przypadek, że nad grobem krewny zabitego przykładał do gardła zabójcy narzędzie zbrodni wypowiadając formułę, że teraz życie sprawcy zależne jest od jego (tzn. krewnego) woli, tak jak wcześniej życie ofiary było w rękach zabójcy.
Dodatkowo jeszcze oskarżonych obarczano kosztami poniesionymi przez rodzinę na rzecz lekarza oraz golibrody, który parał się również przygotowywaniem zwłok do pogrzebu. Stosowane opłaty pobierał również sąd miejski. Oprócz zapłacenia mówcy, pisarzowi i ławnikom do obowiązku winnego należało opłacenie potraw i piwa, które konsumowane było przez ławników w czasie rozprawy.
Ugody kompozycyjne straciły na znaczeniu wraz z wprowadzeniem przez cesarza Karola V w 1532 r. ustawy karnej zwanej "Consulitio Criminalis Carolina". Zlikwidowano w niej możliwość wykupienia się od kary i pojednania. Odtąd każde wykroczenie miało zostać osądzone i ukarane zgodnie z normami narzuconymi w nowym karolińskim kodeksie. Zwyczaj spisywania umów pojednawczych był jednak tak zakorzeniony w świadomości i zwyczaju, że kontynuowany był nadal jeszcze w XVI i XVII w. Nie miało to już tak zobowiązującego charakteru jak w średniowieczu i stało się raczej osobistym przejawem pokuty zabójcy, zaś nowożytne kamienne krzyże coraz częściej stawiane były nie jako pomniki pojednania (stawiane przez zabójcę) lecz jako krzyże pamiątkowe fundowane przez krewnych ofiary.
Robert Heś
"Steinkreuze und Kreuzsteine in Hessen", Heinrich Riebeling 1977; Umowa (...) - Praskie Archiwum Narodowe.
|
Dodane przez Admin
dnia 25 marzec 2005 16:17
|
2844 Czytań
|
|
|
|